Wjechaliśmy od strony Łomianek i stoimy w lekkim korku.
Miesiąc: Lipiec 2017
14.30 Wyruszyliśmy
Przewidywany czas dojazdu 17.15.
Tir w drodze, a w szkole od rana ekipa zwiadowców buduje półki. Na pewno przyjmą każda pomoc w rozpakowywaniu tira.
Tir wyjeżdża. My ruszamy za 40min.
Las nie chce nas wypuścić. Z rana była ulewa. Pozniej opôźnił się przyjazd autokarów, a teraz Tir nurkuje coraz głębiej.
Powinniśmy dojchać na 16-17.
Jak ruszymy damy znać na blogu.
Obóz kończy się za dwa dni
Szanowni Rodzice,
przypominamy, że tak jak informowaliśmy od początku przygotowań, obóz kończy się 31 lipca. Oznacza to, że wracamy pojutrze, czyli w poniedziałek. Właśnie kończymy zwijanie podobozów, jutro będziemy rozkładać urządzenia centralne a wieczorem zapłonie watra.
Wracamy w poniedziałek około godziny 16. Przypominamy, że drużyny harcerskie i starszoharcerskie nie rozchodzą się do domów- od razu po przyjeździe rozpakowujemy sprzęt z ciężarówki. Będziemy wdzięczni również za pomoc rodziców 🙂
Do zobaczenia pojutrze!
Obóz ma się ku końcowi.
Na zachód wyszło słońce zza chmur. Co ciekawe dziś zachodziło godzinę wcześniej niż na początku miesiąca.
Strażnicy drzewa Yggdrasil
Zuchy z 40 WGZ Kryptonim ZUPA na obozie wcieliły się w strażników drzewa Yggdrasil.
Ich zadaniem było uratować drzewo od uschnięcia. Aby tego dokonać, musiały odnaleźć zaginione klucze do różnych światów – świata olbrzymów, ludzi, wojowników a nawet bogów. Przez dwa tygodnie przeżyły wiele przygód w wielu nordyckich światach.
Ostatnim zadaniem była odbudowa Bifrostu – tęczowego mostu łączącego Yggdrasil z Asgardem. By tego dokonać potrzebne było sporo tęczowej magii, która objawiła się w obecności wielkiego Rattatui po zebraniu wszystkich kluczy.
Wielka misja zakończyła się sukcesem – Yggdrasil został uratowany, a zuchy wróciły do domu zadowolone i z wieloma nowymi sprawnościami!
Obóz harcerski od zaplecza. Odcinek 2 – kuchnia.
Korzystając z braku wolnego czasu pragniemy zaprezentować kolejny odcinek Obozu harcerskiego od zaplecza. Dziś na warsztat idzie kuchnia.
Kuchnia to bardzo istotne miejsce bo tu powstają dziesiątki kilogramów jedzenia, które żywią nasz 180 osobowy obóz.
Jak się buduje kuchnie? Na pewno z pomysłem jak ma być urządzona i wiedzą dlaczego właśnie tak. Nasza konstrukcja została zaprojektowana przez jedną z naszych byłych drużynowych, która ówcześnie była studentką architektury, a dziś z powodzeniem pracuje w zawodzie.
Jaga opracowała koncepcję budowli kuchennej, a my po jej zbudowaniu naszkicowaliśmy szczegółowy plan konstrukcji i wyposażenia.
Kuchnia składa się z kwadratu części głównej i opisanego na nim kwadratu części dodatkowych. Tak zaprojektowana konstrukcja pozwala na zrobienie jednego zadaszenia nad cała kuchnią i optymalne wykorzystanie drewna. Część główna czyli wnętrze kuchni to miejsce gdzie przygotowujemy jedzenie. Na środku modna od kilku lat wyspa kuchenna służąca za blat do przygotowywania posiłków.
Za blatem zbudowaliśmy półki gdzie trzymamy garnki, miski, miseczki i mnóstwo różnych bardzo potrzebnych drobiazgów.
W północnym narożniku zewnętrznego kwadratu znajduje się długi blat zwany wydawalnią. Zgodnie z nazwą to miejsce gdzie wydawane są posiłki.
W przeciwległym narożniku znajduje się umywalnia w której szorujemy gary.
Duże garnki i patelnie myjemy na kratce zbitej z żerdzi, pod którą wykopaliśmy dół chłonny, a małe szpargały w dwóch czarnych plastikowych kastrach.
Narożnik pomiędzy wydawalnią i umywalnią zajmuję kąt z palnikami gazowymi. Od zeszłego roku budujemy piec, na którym mamy ambicje wszystko gotować i smażyć. Póki co towarzyszą nam jeszcze palniki, które ratują sytuację jak służba kuchenna ma problem z rozpaleniem pieca.
Ostatni wschodni narożnik zajmuje obieralnia czyli rozkładana plandeka na obierki i wysunięty spod dachu kuchennego piec opalany drewnem pozostałym po pionierce. Piec jest naszym oczkiem w głowie. Został wykonany w całości(zresztą jak większość konstrukcji obozowych) naszymi rękami. Naszego dwukomorowego potwora przygotowaliśmy według wskazówek regionalnego mistrza zduńskiego. Z każdej komory dym wydostaje się rurami o dużo większym przekroju niż w zeszłym roku, a popielniki zostały zamurowane 50 cm od wlotu powietrza. To wszystko sprawiło, że nasz piec nie dymi!!! Podejrzewam, że moją radość zrozumie tylko osoba pełniąca służbę w kuchni w której dym wgryza się w mózg.
Od czego zależy położenie kuchni? To pytanie zadaliśmy sobie w tym roku już na etapie kwietniowej lokalizacji obozu. Zeszłoroczne doświadczenie pokazało, że wybór miejsca na kuchnie jest bardzo istotny i nie powinien być to wybór podyktowany tylko ładnym położeniem. Dwa najważniejsze czynniki to źródło wody pitnej i piec. Tego lata zdecydowaliśmy się wykopać własną studnie głębinową. Mimo, że czujemy się pionierami i staramy się zrobić wszystko własnymi siłami to drążenie naszej 20 metrowej głębinówki powierzyliśmy lokalnej firmie.
Drugi wspomniany czynnik to piec czyli źródło nieskończonej i darmowej energii, która jednak wytwarza masę dymu. Żeby uniknąć zadymienia kuchni wlot pieca powinien być położony od strony jeziora z której zazwyczaj tu wieje. Zależy nam też by dym z kominów nie zadymił zgrupowania. Te warunki i ukształtowanie terenu(polanki między drzewami) wyznaczyły nam położenie wszystkich budowli obozowych.
Jednym z warunków otwarcia obozu jest posiadanie źródła wody pitnej. Może to być wodociąg, którego w lesie nie ma. Może to być woda konfekcjonowana czyli woda w butelkach. Z tego staramy się nie korzystać bo relacja ceny, trudności magazynowania i dostaw skutecznie nas zniechęca. Pozostaje własne ujęcie albo studnia na działce w okolicy. My wykopaliśmy swoje źródełko zaraz obok miejsca gdzie miała stanąć kuchnia. Studnia zakończona jest pompą skrzydełkową za pomocą, której zastęp służbowy codziennie pompuje wodę do baniaka na wieży ciśnień. Dzięki temu każdy harcerz i każdy zuch przekonuje się własnoręcznie dlaczego warto oszczędzać wodę.
Pod wieżą leży sterta baniaków, które służą do przenoszenia wody przeznaczonej do mycia menażek lub rąk w toaletach przy podobozach.
Myśl architektoniczna i inżynierska są istotne, jednak w kuchni najważniejsze są nasze dzieciaki, które w ciągu służby uczą się pracy zespołowej, punktualności czy odpowiedzialności za powierzone zadanie. Nie wspominając o umiejętnościach przydatnych w życiu codziennym. Nic nie wpływa lepiej na poczucie własnej wartości ekipy kuchennej jak zadowolone miny najedzonych harcerzy i zuchów. Z naszej perspektywy taka kuchnia jest świetnym narzędziem wychowawczym, a więc wilk syty i owca cała.
My się deszczu nie boimy.
Naszym podopiecznym dziś rano zrzedły miny. Alarm i pakowanie plecaków na całodzienną wędrówkę. Niby nic strasznego. Jednak marsz w strugach deszczu to trudna sztuka. Na bieg harcerski dzieciaki wyruszyły w patrolach składających się z osób z każdej drużyny. Przed nimi cały dzień wędrówki po okolicznym lesie gdzie czekają punkty. Treści nie zdradzimy póki gra się nie skończy.
Zdobnictwo obozowe
Każdy zastęp szykuje swój menażnik gdzie trzyma naczynia używane na posiłkach. Ten ze zdjęcia stoi w podobozie harcerzy starszych.
Śniadanie
Nie zdążyliśmy wczoraj nic zamieścić, bo przygotowujemy wielką grę. Na obozie dzieje się tak dużo (każdy z 8 podobozów ma swój własny program) że ciężko nawet wpaść do każdego z aparatem 🙂 jedynym wspólnym momentem dnia są posiłki. Staramy się jak możemy by były pyszne i zdrowe. To dzisiejsze śniadanie!